piątek, 4 marca 2016

Sędzia

Nie mogę się zdecydować, o czym mam pisać. 
Rzut monetą? 
Orzeł - będzie naukowo
Reszka - będzie filmowo

Reszka! 
Orzeł - fajny film
Reszka - niefajny film

Orzeł. 

"Za sześć dni miną równo dwa lata, odkąd świat pożegnał się z najbardziej marudnym facetem wszechczasów. Mój ojciec mędził na wszystko do samego końca. Jeszcze jadąc na salę operacyjną stękał matce, że pewnie cholerne konowały coś schrzanią i wyprawią go na tamten świat. 
- Pamiętaj, w razie czego, masz się z nimi sądzić!" 


Czy widział Was z ktoś The Judge?
W Polsce ten film nie zyskał wielkiej sławy. Nie jest to wyróżniająca się ekranizacja, szczególna perełka, sedno światowej kinematografii. Nic z tych rzeczy. To zwykły, najzwyklejszy film obyczajowy, całkowicie wpisujący się we wszelkie typowe amerykańskie standardy. Żadnego zaskoczenia, żadnego zdziwienia. 
Ale mam do niego szczególny sentyment
I to nie tylko dlatego, że gra w nim mój najulubieńszy pan Downey Jr, aczkolwiek to on mnie zachęcił do obejrzenia Sędzi. 
Nie, żebym się do tego zbierała jakiś milion lat. 
Rzecz w tym, że ja nie lubię oglądać. Szczególnie w pojedynkę. Jakim sposobem udało mi się przebrnąć przez sześć sezonów dr House'a i sześć sezonów Supernaturala - nie mam pojęcia. Moje pełne skupienie kończy się gdzieś po trzydziestu sekundach. Koncentracja level carpet. 
Gapienie się w ekran na ruszające się obrazki to dla mnie strata czasu (jakbym go nie marnowała w inny sposób). Wolę książki. Przede wszystkim wolę książki. 
Trochę inaczej sprawa się ma, kiedy oglądam coś w towarzystwie. Och, wtedy to pełne skupienie, styki się aż palą, mózgownica chodzi jak na karuzeli. What kind of sorcery is that, dunno. 

"Później się okazało, że staruszek miał też bardzo słabe serce i musiał z tego powodu odczuwać spory dyskomfort. Ale zbagatelizował sprawę, mnie natomiast nigdy nie słuchał. Byłam przecież jego córką. To ja powinnam słuchać jego. 
Jego śmierć nie była dla mnie niespodzianką. Chyba podświadomie czułam, że jego ignorancja w końcu zbierze chciwe żniwo. Sullivan, kolejny wielki zmarły, powiedział mi kiedyś, że władza nie polega na wydawaniu komend, ale na umiejętnym słuchaniu.
Ojciec słuchać nie umiał."


Już straciłam wątek... 
Film. Tak. Wracając do filmu.
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Poznajemy prawnika Hanka Palmera, totalnego cwaniaka. RDJ zazwyczaj gra totalnych cwaniaków, albo totalne gamajdy. Taki jego urok, taki jego styl. Gdzieś przeczytałam, że leci na jedno kopyto i starkuje, ale Tony'm Starkiem jest od 2008 roku, a w filmowym biznesie siedzi jakby nieco dłużej. Wcześniej starkował podświadomie? 
Fani Marvela wysnuli teorię, że RDJ tak naprawdę wyszedł z komiksu Stana Lee. 


Coś w tym jest. 
Hank ma prawo być totalnym cwaniakiem, bo jest utalentowanym prawnikiem. Wymiata niczym odkurzacz Nono, istny człowiek sukcesu. Podczas jednej ze spraw dostaje telefon, że jego matka nie żyje. Z wielką niechęcią wraca do rodzinnego miasteczka. 
I tu zaczyna się zabawa. 


Pościgów, latających flaków, czy wybuchów jak u Michaela Bay'a nie ma, ale robi się ciekawie, kiedy syn staje w obronie ojca, z którym przez wiele lat był skłócony. Rolę ojca - tytułowego sędzi - odegrał Robert Duvall, a zrobił to naprawdę genialnie. Dzięki temu widz obrywa całym wachlarzem emocji, od skrajnej niechęci (giń, ty wredny dziadu) po dużą dawkę sympatii (analogicznego komentarza w nawiasie nie będzie).  


Rolę etatowego złego skurwysynka dostał Billy Bob Thornton. Pasowało mu to jak ulał, nie powiem. 


Jak już wyżej wspomniałam - ten film jest prosty, a skupia się na uczuciach i ścieżkach, którymi postacie dochodzą do pewnych prawd i wniosków. Mogę się wydać sentymentalną i ckliwą ciapą (bo w zasadzie nią  jestem), ale to właśnie dzięki temu Sędzia tak bardzo przypadł mi do gustu. 
Nie ma nic trudniejszego niż powrót do przeszłości, nie po to by z nią walczyć, ale żeby się z nią pogodzić. 


Co jest ważniejsze? Prawda czy własny honor? Umiejętna obrona, czy ślepa sprawiedliwość? Ile warte są więzy rodzinne, jak nieznośny do uniesienia może być życiowy bagaż? Czy można wybaczyć komuś krzywdę, można uznać ją za potrzebny czynnik wychowawczy? Czy warto dawać drugą szansę? Jak to wszystko ogarnąć, zrozumieć i uporządkować, kiedy wcześniej najzwyczajniej w świecie się uciekło? 


"Czasami myślę, że wyznacznikiem człowieczeństwa nie są zdobyte osiągnięcia czy zasługi. Nie, prawdziwą miarą człowieka jest to, jak traktuje swoje dzieci, swoje największe dzieło. To wcale nie są górnolotne słowa – jesteśmy zaprogramowani na rozród, rozwój populacji i kontynuację jej istnienia. Jesteśmy częścią ewolucji, która jest ciągłym, płynnym procesem. Nie każdy powinien brać udział w budowaniu naszej przyszłości, skoro nie umie jej uszanować. Mój ojciec nie umiał."
 

Czasami stykasz się z czymś - całkiem normalną, zwyczajną rzeczą - a ona niespodziewanie kopie cię z półobrotu, aż padasz twarzą w gruz. To dość bliskie uczucie do tego, jakie się odnosi po przeczytaniu naprawdę oddziałującej na człowieka książki. Taka ssąca pustka, klaps prosto w odsłonięte dziąsło. Coś, co zaczyna drążyć, coś co narywa jak zepsuty ząb. Aż palce świerzbią. 
Czy tylko ja tak się czuję, kiedy coś mnie inspiruje? 


Spodobał mi się zamysł filmu. Schemat tak często powtarzany w prawdziwym życiu. W mojej łepetynie zaczęły momentalnie tworzyć się kolejne odnogi, scenariusze, postacie. Ponieważ nie umiem uwolnić swojej wyobraźni inaczej niż poprzez pisanie... 


"- Nie mówiliśmy na niego tata tylko sędzia. – Podniosłam głowę dumnie do góry i spojrzałam na grób spod rzęs. 
(...)
- Twój ojciec był surowy? 
- To nie miało nic wspólnego z surowością. Był skurczybykiem, który lubił powtarzać, że trzyma w domu zwierzęta. – Odparłam. – Nie zrozum mnie źle, z pozoru krzywda nam się nie działa. Ale jednak czegoś brakowało. Jego wsparcia? Zwykłego uśmiechu? Uwielbiał konflikty, uwielbiał niszczyć ludzi, podkopywać ich pewność siebie i ambicje. My byliśmy jego ulubioną pożywką. Własna krwawica. Chciał, żebyśmy byli twardzi, to była jego wymówka. – Zamilkłam na chwilę i zwiesiłam głowę. – Lubię słuchać, jak rozmawiasz z Charlie. Lubię patrzeć, jak ją tulisz, całujesz, jak okazujesz jej swoje uczucie i jak spędzasz z nią czas. Dla mnie to coś egzotycznego, bo ja nigdy nie rozmawiałam z moim ojcem. Nie miałam o czym i najzwyczajniej w świecie się bałam. Bałam się jego grzmiącego głosu, złego spojrzenia, nagłej tyrady. Lubował się w wyśmiewaniu nas. Był naprawdę oschły. Uważał, że okazywanie uczuć swoim dzieciom jest niewłaściwe, chore, zboczone… Całe życie był dla mnie wyniosły i odległy, w każdej możliwej sferze. Mama była od kochania, przytulania, całowania, pocieszania, rozmawiania… Ojciec był sędzią. Po prostu istniał."


Stiw okazał się nader godnym pisarskim kamratem. Kiedy coś tworzysz, to o wiele większą radość sprawia ci, gdy tworzysz to z kimś, gdy dzielisz się z nim pomysłami, planami, ułamkami swojej pracy. Do tej pory dostaję dreszczy ekscytacji za każdym razem, gdy widzę jak dwie równoległe historie - nasze dwie nitki - przeplatają się ze sobą, naśladując prawdziwe (choć tragikomiczne) życie. Pomimo tego, że nasza wspólna praca ma grubo ponad 2000 stron. Pomimo tego, że piszemy bez ustanku od około dziewięciu miesięcy, to nie czujemy się znudzone. Jest tyle możliwości, tyle perspektyw. 

I to wszystko, całkiem przypadkowo, zaczęło się właśnie od Sędzi

Jak bardzo Was osłabiłam?


Spodziewaliście się recenzji? Konstruktywnej opinii? 
A czy ja w adresie mam "filmweb"? 


1 komentarz:

  1. Muszę się zapisać do lekarza, by sprawdził moje uczucia...
    #muchfeels

    OdpowiedzUsuń