środa, 27 stycznia 2016

Książę Lestat

Kiedyś prowadziłam bloga, który nazywał się Wilcze Słowa. 
Pisałam tam o książkach, które przeczytałam. 
Postanowiłam Wilcze Słowa wcielić tutaj, jako cykl
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
A jak nie, to trudno. Potnę się szarym mydłem i jakoś przejdę nad tym do porządku dziennego. 


Ja nie umiem zaczynać
Naprawdę nie umiem. 

Kiedy jeszcze w czasie studiów jeździliśmy na konferencje, to zawsze prezentowaliśmy naszą pracę przynajmniej w trzy osoby. I zazwyczaj ja mówiłam jako ta ostatnia. Że niby wyniki, najważniejsze, taka odpowiedzialność. Gówno, przepraszam, prawda. Wolałam zmóżdżać się nad omawianiem wyników niż spojrzeć na ludzi i powiedzieć "witam państwa, jesteśmy kołem anatomicznym z ZUTu." 
Pamiętam, jak we Wrocławiu nasz zespół jako jedyny został przedstawiony nie po nazwie uczelni, a po prostu "studenci ze Szczecina".
No wielkie dzięki.
Wracając - nie umiem zaczynać, od razu zbaczam z tematu. Kończyć też nie umiem. 
Sami się przekonacie. 

Nowa systematyka bloga dopiero wchodzi mi w nawyk. Nie mam kompletnie żadnego planu działania - będę nachrzaniać postami z różnych parafii jak szalony poliateista.  

Zabrzmiało groźnie. Nie jest groźne.
W tamtym roku przeczytałam 37 książek, z czego dwie skończyłam dopiero w styczniu. To mało, i nie jestem z siebie dumna pod tym względem. Z drugiej strony, wraz z moim wiernym przyjacielem Stiwem (wiem, moja droga, że masz bardzo ładne imię, ale dla mnie już do końca życia pozostaniesz poczciwym Stiwem w ciasnych gaciach) spłodziłyśmy ponad 1800 stron czegoś, co generalnie światła dziennego ujrzeć nie powinno. Taki wampir imaginacji. 
A skoro już jesteśmy przy wampirach... 

Jestem świeżo po lekturze Księcia Lestata. To nie jest pierwsza książka, którą przeczytałam, ale wcześniej zmęczyłam kolejną serię Sherlocka - jak skończę całą serię, to się wywnętrznię na ten temat. Obiecuję. 
Bo wiecie. 
To Sherlock. 



Achtung. 
Nie jestem żadnym ekspertem, nie chcę się też mianować krytykiem. Nie staram się też być obiektywna - to moje osobiste przemyślenia, z którymi nikt nie musi się zgadzać. 

Wracając do łobuzerskiego księcia. Pamiętam ten szał, kiedy poszła fama, że będzie kolejna część kronik. Zapaliło się jak od samej sztaby szatana. Ja stwierdziłam, że dziękuję, postoję, pchać się nie będę jakbym była co najmniej opętana. 
Uprzedzając: jestem wielką fanką twórczości Anny Rice. Przeczytałam zarówno stare, jak i nowe kroniki wampirów, a także zaczęłam cykl o wilczym darze. Bardzo podoba mi się jej styl pisania oraz to, o czym pisze. Obecnie temat wampirów jest wyklepany na wszystkie strony, i to w dość żałosny sposób. Jednak książki Rice cechuje klasa, smak i wyczucie słowa. Mam mnóstwo cytatów z kronik, nad którymi się rozpływam, ilekroć do nich wracam. Kiedy ktoś umie tak uderzyć w uczucia (pomimo tłumaczenia) to uzależniam się od niego permanentnie. 
Oczywiście, że uwielbiam Lestata. Jest niepoprawny w każdym calu. To właśnie ta jego niepoprawność tak chwyciła mnie za serce, nie oblicze romantyka. David Talbot to mój kolejny ulubieniec, podobnie jak Marius de Romanus. No i ta gamajda, Quinn, którego niestety w Księciu Lestacie nie spotkałam. 

Książę Lestat przypomina mi nieco Królową Potępionych. Historia, jakby nie było, zatacza w końcu krąg. Natykamy się na multum wampirów. Istna wampiryczna książka telefoniczna. Hello, yes, this is vampire. 
Większość z nich była mi dobrze znana, przywitałam się więc z nimi niczym ze starymi znajomymi. Pod tym względem to był bardzo miły powrót do przeszłości i odświeżenie pamięci. 
Inną sprawą było coś, co ja nazywam manierą Kinga. Trzy czwarte książki, a my się dopiero rozkręcamy. Ciśnienie rośnie nieznośnie powoli, kalejdoskop spotkań, rozmów, wyznań, a fabuła w krzakach. Z drugiej strony jest to dość charakterystyczne dla tej autorki. Czytając każdą z części kronik czułam wewnętrzny spokój, spójność, ład i łagodność. Bardziej chodzi o uczucia i przemyślenia niż ostrą jazdę bez trzymanki na rowerze bez siodełka.
I, serio, po książkach Michaela Palmera, to jak balsam na rozognioną ranę. 
Książę Lestat nie zawiódł mnie pod względem swojej elegancji i kultu piękna, zarówno zewnętrznego i wewnętrznego. Świat, w którym żyją nasi szablozębni przyjaciele jest miejscem pięknym, tajemniczym, cudownym. Dziki ogród. Czytając uświadomiłam sobie też, w jakim cudownym chaosie i bajzlu kwitnie ten dziki ogród (to tak jak z moim życiem). Zmiany, które zachodzą w Księciu Lestacie są makabryczne, ale także bardzo potrzebne. 
Tyle setek lat, a oni dopiero ogarnęli, że muszą się zorganizować. Lepiej późno niż wcale, nie? 

Ja się nie zawiodłam, choć spodziewałam się większych... Hm, pazurów? Mam wrażenie, że Lestat nieco złagodniał i się wyciszył, spoważniał. 
Cóż, czas najwyższy, w końcu przeżył 236 lat. Witaj, dorosłości! 
Łobuzerski książę staje się księciem w pełni tego słowa znaczeniu. Na jego barki spada ogromna odpowiedzialność. 
Pisząc o tym myślę o kluskach, parmezanie i przemieszczeniu narządów. Znowu. 

Jednym słowem - polecam z całego mojego czarnego, zmurszałego serduszka. 

"- Kocham cię - powtórzył Głos. - A teraz wstań. Odejdź stąd. Musisz. Stawiaj kroki. Deszcz nie jest dla ciebie za zimny. Jesteś zbyt silny, żeby mu się poddać i żeby poddać się smutkowi. No dalej, rób, co ci mówię..." 

"Daj mi te uderzenia serca. Daj mi tę sól. Daj mi ten wiatyk. Napełnij me usta."

"- Wierzę, że we wszystkich rzeczach jest piękno. Wierzę w to. Ale muszę znaleźć piękno i spójność w nauce, bo inaczej nigdy jej nie poznam i nie zrozumiem."

"Wiesz, w tamtych czasach nie mieliśmy żadnej przyszłości. Mieliśmy tylko przeszłość i teraźniejszość, i margines życia."

"Czy nawet w najłagodniejszych z nas jest coś, co pragnie niszczyć?"

"Daj mi jakiś wykuty w skale grób, półkę, na której będę mógł się położyć. Daj mi te satynowe poduszki, takie chłodne, i to miękkie wełniane przykrycie. Daj mi to i pozwól mi tutaj płakać w samotności. I pozwól mi zapomnieć o wszystkim prócz ciemności, kiedy zatrzaśniesz drzwi."



No koniec - mój osobisty wampir, Duszeł de Hasko w Pasko. 


2 komentarze: